Pomnik trzech zbójów
Zanim zrobisz to zdjęcie, które ma przedstawiać ciebie i twoją córkę uśmiechających się w towarzystwie trzech panów fabrykantów, dwóch zasiadających przy stoliku i trzeciego, który jeszcze nie przysiadł, pójdź na ulicę Ogrodową, stań i wsłuchaj się w echo tamtego miejsca. Stań naprzeciw murów i jeśli poczekasz, z ciszy zaczną wyrastać zaklęte tam dźwięki i obrazy.
Poczuj. Łóżko jeszcze ciepłe. Jesteś zadowolona, że trafiłaś do numeru za pierwszym razem, nie myląc innych nor, gdzie obcych obrzuca się wyzwiskami. Kładziesz się i mimo wrzasków, stęchłego smrodu niemytych, stłoczonych na zbyt małej przestrzeni ciał, wyciągasz się wygodnie, ból jest do zniesienia. Wypływa z pamięci obraz Burka, którego głaskałaś, a on machał ogonem i lizał cię po ręku. Uśmiechasz się, spryciarz w pośpiechu zajadał strużyny końskich kopyt przed kuźnią. Jutro, jutro kupisz kartofle, surowe w środku i w łupinach, gotowane w brudnej wodzie bez soli, ale ciepłe, jak w domu; drogą na Kawęczyn, Lipce. I z tą bajkową myślą zasypiasz, wcale nie czując wszy, co obłażą twoje ciało. Wycie syreny zagłusza krzyk człowieka, który szarpie za ramię, ale ty jeszcze chwilę leżysz, tak dobry jest sen. Wrzucają cię w koszmar wędrówki do bramy, więc człapiesz w ciemności za ledwo widocznymi plecami zgarbionego mężczyzny okrytego szarymi łachmanami, po łydki w błocie wymieszanym z ludzkim gównem i szczynami, bo to już wiosna i niedługo święta. Alleluja. Żeby tylko kozacy nie bili
Łódź w 1905 roku to dość monotonny szary pejzaż pokryty popiołem i sadzą opadającymi bez przerwy z fabrycznych kominów. Wokół wielkich fabryk powstają osiedla robotnicze, czyli pospiesznie, byle jak, bez fundamentów, bez planu zagospodarowania przestrzennego (nie ma do dzisiaj) wznoszone są baraki z cegły, materiału taniego, dostępnego i dość trwałego. Ulice, w zdecydowanej większości, nieutwardzone wypełnione są monotonnie przesuwającym się szarym tłumem robotników a środkiem poruszają się furmanki, zaprzęgi jedno lub dwukonne. Łódź liczy 343 944 mieszkańców, w tym 117 341 mieszkańców stałych (dla porównania w 1900 – 283 206 mieszkańców, w tym 92 286 mieszkańców stałych), czyli około 120 tys. mieszkańców plus 220 tys. ludzi bez prawa stałego pobytu, bez praw obywatelskich poza prawem sprzedania swojej pracy na warunkach dyktowanych przez właścicieli fabryk. Propagandowo akcentowany boom demograficzny już wygasa, bo najwięcej przybyszów Łódź przyjęła wcześniej. W Łodzi tego czasu nie ma żadnej infrastruktury komunalnej: nie ma wodociągów (pierwsza studnia publiczna studnia – 1841, Piotrkowska/Nawrot), nie ma kanalizacji (zebranie w sprawie budowy odbyło się w 1886, budowę rozpoczęto w 1925 r, wg projektu Lindleya pod nadzorem inżyniera Stefana Skrzywana. Do 1939 r. powstało 71 km. sieci wodociągowej i 105 km. kanałów, do których przyłączono 2709 nieruchomości), nie ma elektryczności (pierwsze oświetlenie elektryczne przemysłowe zostało zamontowane w przędzalni Leona Allarta i w zakładach Scheiblera; prywatny pasaż Meyera /ul. Moniuszki/ został oświetlony latarniami elektrycznymi w 1887 r. a latarnie elektryczne w mieście pojawiły się w 1908 r.), jest tramwaj (luksus poza zasięgiem robotniczej kieszeni), brukowana Piotrkowska (w części), szpital dr. Jonschera i następne (później), nie ma standardów dystrybucji żywności. Tlą się ogniska tyfusu plamistego, ospy, szerzy się gruźlica, ale za to Karol Scheibler wydaje dla swoich robotników nakaz niedzielnego spaceru w jego parku a kto się od tej przyjemności uchyli, będzie miał potrącone z poniedziałkowej dniówki. To obóz pracy przymusowej, porównywalny z obozami Leopolda II w Kongo (mniej więcej ten sam czas).
Wyobraź sobie, że wsłuchując się w szepty, westchnienia, stęknięcia i kroki ludzi dźwigających każdy z osobna swoją udrękę, w mroku przedświtu idziesz na przędzalnię, której zbliżanie się poznajesz po drżeniu ziemi. Tam wielka maszyna podaje swoją siłę systemem pasów transmisyjnych na górę, na kolejne piętra, gdzie napędza biegnące pod sufitem wały korbowe, a te podają ruch do maszyn. Hałas. Hałas. Hałas, huk. Idziesz i widzisz, jak ziemia przesuwa się w rytm twoich kroków i chyba śpisz, bo zaskakuje cię nagłe szarpnięcie, kopniak i ból rąk, którymi podpierasz się w błocie, żeby nie upaść twarzą. Zabłądziłaś, poszłaś pod kantor panów majstrów: Gdzie brudas lezie. Portier taki brutalny, bo przestraszył się, że cie przegapił, a mogłaś dotknąć pana inżyniera i on, portier, straciłby robotę. A gdzie on robotę znajdzie, jak mu maszyna rękę urwała. I tak się zlitowali. A masz, ciamajdo. Podnosisz się jakoś tak koślawo i czujesz to ciepłe, co płynie po policzkach. A miałaś nie mazać się. A dalej to już zwyczajnie, przejdzie. Chociaż nie, bo jak chłopy zmusiły do dziesięciogodzinnego dnia tych krwiopijców, to majstry takie złe, że i przysiąść nie można. A jak się nitka urwie, to zaraz bicie. A później łóżko. I kartofle. Dzisiaj kartofle! Jak święto. Alleluja!
Powstanie robotnicze w Łodzi, chociaż pierwsze zbrojne powstanie robotników w Imperium Rosyjskim, chociaż dało pozorne zwycięstwa – dziesięciogodzinny dzień pracy i podwyżkę stawki godzinowej, zakończyło się całkowitą porażką. To była rzeź. Nie ma jasności, co do liczby ofiar i przebiegu zdarzeń. Wiadomo tylko, że pierwsze strajki wybuchły już w styczniu 1905 roku, a kulminacją były walki w czerwcu. Demonstracje robotnicze zostały rozgromione siłami wojska – sześć pułków piechoty, dwa pułki kawalerii oraz pułk kozaków – i policji. 1 grudnia 1906 r. papież Pius X w liście do biskupów ziem polskich potępił wystąpienia robotników przeciwko carowi. Wprowadzono stan wojenny w Łodzi i w powiecie łódzkim, utrzymany do 19 czerwca 1909 roku i zastąpiono wówczas stanem nadzwyczajnej ochrony. W wyniku zmowy właścicieli, 6 grudnia 1906 r. fabryki Poznańskiego, Biedermanna, Grohmana, Heinzla, Kumitzera, Scheiblera, Steinerta i mniejsze ogłosiły lokaut – wszyscy zatrudnieni tam robotnicy zostali wyrzuceni z pracy. Zaczęto zamykanie fabryk i wysiedlenia robotników. I to był koniec obozu pracy Łódź.
B. Baranowski, J. Fijałek, K. Bodziak, R. Rosin (Łódź Dzieje Miasta. Tom 1 do 1918 roku, PWN 1988) piszą: Powołana do życia nowa przemysłowa Łódź nie stanowiła prostej kontynuacji feudalnego miasteczka o tej samej nazwie. Nie powstała w wyniku jego ewolucji funkcjonalnej, na drodze adaptacji bądź stopniowej przebudowy średniowiecznego układu urbanistycznego do nowych potrzeb produkcyjnych bądź społecznych. Wprost przeciwnie, z pełną świadomością utworzono ją na terenach zewnętrznych – na gruntach okolicznych folwarków, wsi oraz lasów inkorporowanych następnie do miasta – jako jednostkę urbanistyczną już w założeniu autonomiczną względem macierzystego osiedla. Mimo, że dawna Łódź rolnicza i nowa łódź sąsiadowały ze sobą o miedzę, w sensie zaś prawnym tworzyły jeden organizm miejski, to jednak przez wiele jeszcze dziesiątków lat żyły one swoim własnym odrębnym życiem, co znalazło wyraz m. in. w układzie przestrzennym miasta. Obóz pracy niewolniczej Łódź.
To Niemcy, w czasie I Wojny Światowej sprawując zarząd miasta, 18 sierpnia 1915 roku włączyli w obszar miasta Bałuty, Widzew, Radogoszcz, Żabieniec, Zarzew, Dąbrowę i Chojny, nadając mu logiczny sens administracyjny. To Niemcy nadali Łodzi status miasta powiatowego. W 1915 r. otworzono Pierwszy Miejski Zakład Kąpielowy i wprowadzono przymus kąpieli aby zapobiec rozwojowi epidemii tyfusu plamistego. To Niemcy utworzyli Pierwszy Miejski Dom Izolacyjny, a później Drugi Dom Izolacyjny dla osób chorych na tyfus, ospę i drętwicę. To Niemcy umożliwili 11 października 1917 otwarcie przy ul. Piotrkowskiej 150 pierwszej w Łodzi biblioteki publicznej. W 1918 bibliotekę przeniesiono do budynku przy ul Św. Andrzeja 14. Obecnie jest to Wojewódzka Biblioteka Publiczna im. Marszałka Józefa Piłsudskiego przy ul. Gdańskiej 100/102.
Zanim więc zwolnisz migawkę i zrobisz sobie zdjęcie z trzema zbójami, pomyśl, ty, Łodzianko spod Płyćwi w trzecim pokoleniu, że w połowie dziewiętnastego wieku pędziło ludzi do Łodzi ze wsi, twojej wsi, to samo marzenie, które w połowie dwudziestego wieku przywiodło tutaj twoich dziadków, ale to już było zupełnie inne miejsce. Kiedy będziesz robić zakupy w sklepach mieszczących się w adoptowanych murach obozowych lub bawić w jednej z wielu zlokalizowanych tam restauracji, to mów szeptem, przez pamięć dla potu i krwi, które te mury widziały i które wsiąkały w te podłogi.