Po co?
Zaczynało już świtać. W starej kamienicy, na IV piętrze paliła się nocna lampka. To kolejna nieprzespana noc przez Michała. Od dłuższego już czasu, chłopak ten, spędzał każdą chwilę swojego życia próbując znaleźć wreszcie odpowiedź na pytania dlaczego i jaki to wszystko ma sens.
Michał od kilku lat zmagał się z ciężką chorobą neurologiczną. Nogi i ręce odmówiły mu dawnego posłuszeństwa. Czasem odgrzebywał i oglądał stare albumy ze zdjęciami. Michał w górach, Michał w skałach, w Londynie, w Paryżu, w Chorwacji. Lubił też te z lat młodości z rodzicami, z babcią, ciocią, dziadkiem jednym i drugim. Wspominał jak to było, gdy odbierał kolejne świadectwo z czerwonym paskiem, jak występował w szkolnych teatrzykach, zdawał maturę. Często sięgał też do ulubionych fotografii – jak podróżuje po Europie, jak remontuje mieszkanie i jak po raz kolejny świętuje, po kolejnym, trudnym egzaminie, zdanym na wymarzonych studiach prawniczych.
I nagle – koniec. Szczęśliwa przeszłość, beztroskie dzieciństwo, wizja udanej, pełnej sukcesów przyszłości, zawaliła się jak domek z kart. A przecież od dziecka wszyscy kreślili mu obraz idealnego i beztroskiego świata. Świata bez chorób, tragedii i śmierci. Był jedynakiem, największym i jedynym skarbem swoich rodziców. I może właśnie dlatego starali się go uchronić przed złem tego świata i wychowywali go „pod kloszem”.
Niepełnosprawność, jaka spadła na niego niespodziewanie, problemy rodzinne i osobiste, postawiły znak zapytania nad wszystkim, w co do tej pory wierzył. Ale mimo swojego tragicznego położenia w jakim się znalazł, nie potrafił do końca odrzucić dziecięcych, głęboko wpojonych ideałów. Postanowił je zweryfikować. Przebudować dotychczasową filozofię i dostosować ją do aktualnej sytuacji.
Zaczął spokojnie. Przeczytał parę książek, poprzeglądał Internet, myślał. Niestety, nie znalazł żadnej sensownej odpowiedzi. Szukał więc dalej. Czytał to coraz nowe i grubsze książki, analizował różne informacje i robił setki stron notatek. Drążył temat. Szukał i zgłębiał. Odizolował się od wszystkich i od wszystkiego. Nagle stał się innym człowiekiem. Jakby gdzieś odfrunął, zniknął. Utracił kontakt z najbliższymi. Jego głównym i jedynym celem stała się próba znalezienia odpowiedzi jak żyć i czemu to wszystko właśnie jego spotkało. Żył wspomnieniami i wyobrażeniem lepszej przyszłości. A czas płynął, nieubłaganie płynął. Ale on zdawał się być niewzruszony. Wynajdywał coraz to nowe materiały, studiował najnowsze i te stare publikacje, różne dzieła filozoficzne, odkładając gdzieś na bok sprawy życia codziennego. Nie sprzątał mieszkania. Nie golił się. Nie dojadał. Wychodził tylko do sklepu po czysty papier i tusz do drukarki, bo trzeba było znów coś obliczyć i znów coś zapisać. A potem już w domowym zaciszu, za zamkniętymi drzwiami na dwa zamki, próbował znaleźć odpowiedź na nurtujące go pytania. Jego mieszkanie zaczęło z czasem przypomina gigantyczny skład makulatury. Książki, setki książek, jakieś segregatory i tony przedziwnych notatek. Ale te różne wzory, dziwne algorytmy i analizy przerabiane po raz kolejny, nawet na chwilę nie przybliżyły go do odpowiedzi na nurtujące pytania: Dlaczego? i Jak dalej żyć? Drążył więc temat dalej. Zdziczał. Jakby za młodu przeżywał starczą demencję. Ktoś czasem próbował coś powiedzieć czy przywołać go do porządku. Ktoś coś tłumaczył, chciał coś zmienić. Ale wtedy on reagował złością i agresją, a te „dobre rady” były dla niego czymś w rodzaju wrogich i nieprzychylnych uwag. Zrobił się samolubny, zapatrzony w siebie. Liczyły się tylko on i odpowiedź na kluczowe pytania. A problemy innych? Pozostałe plany? One mogły poczekać. Przecież miał czas. Przecież był młody.
Minęło parę lat. Był upalny letni dzień. Podstarzały już Michał, jak zwykle siedział za biurkiem i w samotności wertował kolejny tomy książek. Miał akurat wyjść na chwilę do sklepu i kupić nowe arkusze papieru. Otworzył gwałtownie drzwi. Nagły przeciąg w mieszkaniu porozrzucał zapisane skrupulatnie kartki i wyrzucił część z nich przez okno. To wszystko działo się tak szybko, ale i jak w zwolnionym tempie.
Michał zatrzymał się. Rozejrzał się po mieszkaniu. Odkrył wreszcie to, czego szukał przez lata, na co poświęcił całe swoje zaangażowanie i co stało się dla niego jedynym celem. To było olśnienie, wręcz cudowny przebłysk. Nie dowierzał, że to wreszcie do niego dotarło. Dlaczego to wszystko go kiedyś spotkało, jaki sens ma życie, jak żyć? Przecież przestudiował tyle książek, oddał się temu bez reszty i pewnie gdyby nie ten wiatr, ten brakujący papier, ten przeciąg, robiłby to dalej, tylko po co? Tyle czasu zmarnował na szukanie odpowiedzi na podstawowe pytania o sens życia. A jaki cel miało to jego ślepe i egoistyczne oddanie się nikomu nieprzydatnym poszukiwaniom. Poszukiwaniom, z których i tak by nic nie wynikło.
Uradowany i nareszcie wolny chciał teraz żyć pełnią życia. Od dziecka marzył o podróżach. Zaczęło się niepozornie – palcem po mapie. Zbierał różne przewodniki, przeglądał ciekawe albumy. Postanowił pójść do biura podróży i wybrać coś ciekawego. Po drodze miał kupić sobie loda. Takiego dużego loda – trzy gałki o smaku śmietankowym z bitą śmietaną i polewą czekoladową. Ot, taka mała przyjemność. Zadzwonił też do starych znajomych i zaprosił ich do siebie wieczorem.
Rozbawiony, już niczym nieskrępowany wyszedł na tętniącą życiem ulicę. Ludzie pośpiesznie szli do pracy. Ktoś spacerował z psem. Starsza pani o kulach przechodziło wolno przez zapchaną ulicę. Samochody tkwiły w gigantycznym korku. Bezradni kierowcy palili nerwowo papierosy albo dzwonili do pracy, tłumacząc, że się dzisiaj na pewno spóźnią. Na ławkach siedziały zakochane pary. Kwiaciarki i sprzedawcy warzyw rozkładali swoje stragany.
Zahipnotyzowany tą niezwyczajnością zwyczajnego życia i różnobarwną szarością dnia codziennego, Michał nie zauważył nadjeżdżającego tramwaju. Wpadł pod koła. Zginął na miejscu.