Kubeł na śmieci
„Dajemy sobie radę – ona dzielna staruszka, on około trzydziestu, czterdziestu lat niesie reklamówki z zakupami. Oboje w czapeczkach z nausznikami. – Jak Wojtuś dostał gorączki, to myślelim, że coś źle. Ale doktor powiedział przeńdzie, to się poczekało i przeszło. Tylko widział gorzej, prawie nic. A teraz mówi, że cosik tam widzi. Przeńdzie. Wojtuś to dobre dziecko. Zawsze był wojniejszy. A tera to i pomocny. Wesprzeć się można. Zakupy do domu nosi. Silny. Siłę zawsze miał.” Kiedy starsza pani mówi, Wojtuś jakby ramiona do góry podnosi, że taki silny i że tak dają radę.
Wprowadzenie reformy gospodarowania odpadami od początku budziło wątpliwości. Że to pretekstowa podwyżka opłat za wywóz śmieci, że segregacja odpadów to lipa. Media przestały wkrótce pisać, bo co tu pisać, kiedy pisze się a nie ma reakcji. Podwyżka poszła, śmieci z różnych pojemników wrzucane są do jednego samochodu. Nie ma krwi, nie ma trupów. To nie media społeczne. Wprowadzono nowe pojemniki, ładne. Wysokie, na kółkach, prostopadłościenne, z lekkim zwężeniem ku dołowi, z klapą podnoszoną od przodu w górę. Przeciętna staruszka czy staruszek, osoby słabsze o wzroście około sto sześćdziesiąt centymetrów nie mają szans samodzielnie wyrzucić śmieci. Jedną ręką trzeba podnieść dość wysoko klapę, drugą wykonać zamach workiem na wysokość głowy i już, puścić. Można sobie radzić: poprosić wnuczka, syna itd., wcelować jak akurat duży sąsiad wyrzuca śmieci, zmówić się z sąsiadką z piętra. Jedna sprytna staruszka trzyma klapę, druga wrzuca do pojemnika dwa worki. A jak spadnie śnieg, też znajdzie się jakaś rada, albo się poczeka, śnieg nie zalega przecież jak kiedyś.
Połowa ludzi w mieście – to uproszczenie, trzeba sobie radzić – rozwiązuje jakoś problem wyrzucania śmieci codziennie, co drugi dzień, raz w tygodniu. To nowa trudność pozostająca w jaskrawej sprzeczności z propagandową troską o ludzi starych, mniej sprawnych. Sama trudność, rzecz zwykła, bo słabsi i starzy mają gorzej. A ta cyniczna, obłudna propaganda władzy też zwykła.
Łódź powstała jako fabryka włókiennicza karmiąca chciwość bezwzględnych przybyszów rozmaitej proweniencji, z których trzej ma pomniczek w środku miasta. Po drugiej wojnie światowej dość szybko rozwijała się, wzrost swój zawdzięczając ludności napływowej z okolicznych wsi i miasteczek. Powstały miejskie wsie – Dąbrowa, Teofilów, Retkinia. Pożydowskie śródmieście też zasiedliło się na nowo. Ta wyemancypowana wiocha nienadążająca za zmianami współczesności wróciła do swoich obyczajów zaniedbanych przez trzydzieści parę lat – gwary analfabetów, niskiego standardu materialnego, taniutkiej zabawy. Ci, którzy przybyli tutaj jako budowniczowie nowego ładu w latach pięćdziesiątych XX wieku, są starcami. I trzeba sobie jakoś radzić. Znakiem postępu jest rozśmieszająca fontanna, i wiata tramwajowa, i pojemniki na śmieci.