Jest w Polsce miasto
Jest w Polsce miasto Ł – Łask, Łomża, Łódź albo Radom, Włocławek, Opoczno albo jeszcze inaczej nazwane, miasto Ł. Na centralnym placu mieszkańcy a może władcy, postawili bramę we współczesnym, minimalistycznym stylu, która, nie wiadomo, jest symbolem triumfu czy może hańby. Cóż, odwoływanie się do symboliki starożytnych, nawet Rzymian, jest zawsze trochę ryzykowne. Wieczorami plac bywa oświetlony lampami w stylu monumentu, nawierzchnia też jest modna a wszystko razem nijak nie pasuje do otaczających plac bud mieszkalnych ze sklepikami od frontu. W Ł zdarzył się wypadek, który zajął na chwilę uwagę mediów. Oto w czasie parafialno-powiatowych uroczystości dożynkowych odbywających się w kościele, w postaci mszy, nieokrzesany drab zaatakował burmistrza gazem pieprzowym. A groźniejszy był jeszcze i z tego powodu, że w drugiej ręce, może lewej, jeśli gaz miał w prawej, trzymał paralizator lub coś takiego. Nim burmistrz zdążył przymknąć rażone pieprzem oczęta, już lud w osobie zawsze dzielnego, choć w cywilu policjanta, ruszył w bój i obezwładnił napastnika. Burmistrz otrzymał, jak podały media, należytą pomoc, a zbój został odwieziony karetką pogotowia do aresztu, do szpitala. Uroczystości były kontynuowane. Itd, itd… Opowiedzmy tę dramatyczną scenę jeszcze raz, a może dwa razy, trzy.
Pewien człowiek, z nieznanych pobudek zaatakował burmistrza miasta Ł gazem pieprzowym w czasie uroczystości dożynkowych w kościele. Burmistrza, w czasie pełnienia obowiązków służbowych. Zacni ludzie rzucili się w obronie burmistrza na napastnika. Został on obezwładniony w ten sposób, że bezprzytomnego, z połamanymi kośćmi twarzy z kałuży krwi podnieśli ratownicy pogotowia medycznego i uwieźli. Uroczystości trwały dalej, aż do podniosłego, zapewne końca. Choć nie ma pewności, czy oślepiony burmistrz odzyskał widzenie czy nie.
W komentarzu pojawiło się oburzenie na człowieka, który dokonał tak brutalnej napaści na urzędnika państwowego i/lub samorządowego. Pochwalono refleks interweniujących obywateli ze szczególnym podkreśleniem zasług policjanta. Podano również, z przedziwną a może tylko mściwą satysfakcją, że sprawcy grozi kara pozbawienia wolności do lat dziesięciu. I to byłby koniec historii, bo przecież dla reporterów i dziennikarzy nie zabraknie innych sensacji w rodzaju samobójcy nastolatka, kradzieży pierogów w markecie czy trochę już ogranych ale zawsze pikantnych gwałtów ze szczególnym okrucieństwem. I nie wszystko musi się zdarzyć w mieście Ł, choć wszystko zdarza się jednak w jakimś mieście … Ł. Jednak rodzą się pytania i wątpliwości. Obejrzyjmy tę scenę jeszcze raz.
Oto w mieście Ł odbywa się dęta, wysilona uroczystość dożynkowa, której celem jest należyte uczczenie wysiłku ł-owskiego chłopa, wysiłku pozornego i daremnego, bo powiat przeżywa narastające problemy ekonomiczne i wyludnia się. Propaganda ledwie nadąża z maskowaniem kłopotów, a codzienność ledwie dowleka się do zmierzchu, gdy miasto zamiera, lud siedzi przed telewizorami i oszczędza prąd. Jakiś zmęczony beznadzieją człowiek postanawia targnąć się na czyn heroiczny, uzbraja się w gaz pieprzowy i jak podpowiada mu wyobraźnia, rzuca się w dzień świąteczny na władzę. Ledwie oddał pierwszy strzał, już został rzucony na posadzkę kościoła, w którym umyślony akt rewolucyjny wprowadzał w czyn i już go nie było, bo opuściła do świadomość na skutek utraty przytomności. Ale byli inni.
W akcji obrony burmistrza brał udział, jak podkreślają media, policjant. Policjant działa zawodowo, profesjonalnie. Wie, jakie środki interwencji są proporcjonalne do zagrożenia. Policjant wie, że przeciętna akcja obezwładnienia trwa kilka sekund. Dlaczego więc napastnik ma połamane kości twarzy. Czy to policjant bił i kopał jak policjant, zawodowo? Czy to bili i kopali inni, a policjant stanął a obronie ofiary? Oto sytuacja linczu, na którą nie może patrzeć burmistrz, ale patrzy kapłan. I nie reaguje. Nie woła: „Bracia, przestańcie!” Świątynia została zbrukana aktem gwałtu, na podłodze jest krew. A kapłan nie biegnie do nieprzytomnego, nie podtrzymuje mu głowy, nie wsiada z rannym do ambulansu? A jeśli nie kapłan, to czemu nikt nie mówi: „Coście zrobili?” i nie wychodzi rzucając za siebie: „Rzygać mi się chce na was i wasze świętowanie.” Krew byle jak starła baba ze szmatą i wszystko potoczyło się ładnie dalej.
Dlatego potrzebny jest wielki zbrodniarz i potwór. Dlatego wszyscy w Ł są wstrząśnięci i zatroskani zdrowiem burmistrza, bo swoją małą, obłudną, strachliwą nędzę mogą ukryć tylko za większą zbrodnią. Media doniosły, że aresztowany, wiejski naprawiacz rowerów, posiadał naboje do broni palnej i… majstrował przy produkcji domowych rakiet balistycznych.
Zamiast postscriptum.
Od kiedy to udział w mszy należy do obowiązków służbowych burmistrza? Czy od czasów, kiedy to zgodnie ze świętym obyczajem król Jagiełło nie mógł zasiąść do śniadania z rodziną, jeśli nie był obecny kanonik? Czy od czasu, kiedy Polska znów jest monarchią, z zasiadającym na tronie Jezusem?