Inteligentne przedmioty
Radosna wiadomość. Bo czego nam bardziej potrzeba niż dobrych wiadomości. Otacza nas morze inteligencji, bezmiar inteligencji. Czyli, będzie się żyło lepiej, bo mądrzej, inteligentniej. I w tym przypływie optymizmu, jak to u mnie, pojawia się cichutkie, wredne, jak to u mnie, pytanko: czyżby?
Radosna wiadomość. Bo czego nam bardziej potrzeba niż dobrych wiadomości. Otacza nas morze inteligencji, bezmiar inteligencji. Czyli, będzie się żyło lepiej, bo mądrzej, inteligentniej. I w tym przypływie optymizmu, jak to u mnie, pojawia się cichutkie, wredne, jak to u mnie, pytanko: czyżby?
Ależ tak. Inteligencja została zaklęta w przedmioty codziennego i niecodziennego użytku. Staję między nimi trochę zażenowany, bo przecież zawsze mam ten okropny niepokój, że może właśnie za chwilę zostanę zdemaskowany jako osoba mało inteligentna, może nawet nieinteligentna. A co będzie, jak okaże się, że drzwi są inteligentniejsze ode mnie. I jak dalej żyć. A co będzie, gdy w środku pracowitej nocy usłyszę zduszony chichot mojego inteligentnego łóżka?
Nie, jeszcze tak nie jest, chociaż są inteligentne pomieszczenia, budynki, inteligentne pociągi, samochody, drukarka, inteligentny druk, telefon, sklep a nawet kontener miejski, czyli śmietnik i wszystko, co można nafaszerować elektroniką i inteligentne oprogramowanie. Nieoczekiwanie inteligentne są również produkty, wydawałoby się proste – inteligentny papier, inteligentne kremy, opakowania papierowe itd.
Inteligentny budynek, jeżeli zlokalizować tam urząd, nie wpuści urzędników do pracy, by nie dopuścić do mnożenia biurokratycznych bzdur. Inteligentny pociąg nie będzie chciał wozić kiboli, typów odrażających, a kiedy typ będzie chciał zniszczyć tapicerkę, to pociąg zidentyfikuje szkodnika i zakuje go w kajdany. Inteligentny samochód odetnie paliwo kierowcy, który nie przestrzega dozwolonej prędkości. Telefon przerwie rozmowę nastolatek, a papier nie przyjmie śladu pióra Kuśmierczyka, gdy ten będzie pisał do Świata Druku.
Takiego ograniczenia zachowań nieinteligentnych, głupich od przedmiotów oczekiwać nie możemy. Czymże jest inteligencja i czy różni się od inteligencji przedmiotów?
Według Słownika psychologicznego, 1979 WP, s. 105, inteligencja to „zespół sprawności, głównie myślenia, umożliwiający jednostce rozwiązywanie nowych zadań, korzystanie z własnego doświadczenia, szczególnie wiedzy, a w oparciu o to przystosowanie się do warunków i przekształcanie tych warunków dla swych potrzeb”. Dyskretnie wspomnijmy, że u człowieka osiągnęła ona wysoki poziom dzięki rozwojowi mowy, a z nim – wyższych form myślenia. J. P. Guilford w swojej fundamentalnej monografii Natura inteligencji człowieka, 1978 PWN, przedstawia model inteligencji składający się z 120 zdolności elementarnych, przypominający układ okresowy Mendelejewa.
Widać, że inteligencja w rozumieniu psychologii, a jest to przecież termin psychologiczny, nie a nic wspólnego z terminem reklamowym. Niepoprawne użycie tego terminu nie jest przypadkiem lecz wyrazem pewnej brzydkiej praktyki, u podstaw której stoi umiejętność inteligentnego – właśnie – manipulowania słowem, w celu wprowadzenia w błąd. Jeżeli, np. mieszkanie ma taką konstrukcję, że ruch powietrza przy otwarciu drzwi powoduje włączenie oświetlenia, a odpowiednie czujniki o zmierzchu uruchamiają mechanizm zasuwania zasłon, to można mieć złudzenie, że pomieszczenie jest intencjonalnie przychylne wobec mieszkańca. Nic bardziej błędnego. To ślepe, bezmyślne, nieinteligentne, proste algorytmy. Wykorzystując złudzenie konsumenta i nieznajomość terminologii naukowej producent może pokusić się o kłamliwą, nadmiarową nazwę, która w istocie pełni rolę tylko reklamową. A że reklama kłamie, to już inna sprawa.
Jednak praktyka taka rodzi konkretne skutki. Jeżeli nabierzemy się na „inteligentną” ofertę, będzie to znaczyć, że w naszej inteligencji istnieją pewne braki i wady. Nie oznacza to od razu, że inteligencją nie dorastamy do inteligentnego opakowania, ale warto się zaniepokoić. Inna rzecz, że opakowania potrafią być inteligentnie groźne. Oto istnieje problem tzw. bezpiecznych opakowań leków, którymi nie potrafią posługiwać się osoby starsze i często niesprawne. To, co miało chronić dzieci stało się uciążliwością dla osób chorych.
Może być również tak, że za „inteligentną” rzeczą stoi całkiem cyniczne przekonanie handlowca czy producenta, że inteligencja, której nie dostaje klientowi będzie tak atrakcyjnym wabikiem, że ów klient zachłannie rzuci się na produkt z nadzieją, że z zewnątrz niejako, zwiększy swoje możliwości.
A może jest i tak, że produkty, wytwory jakby nie było zbiorowego wysiłku, przerastają poziomem złożoności funkcji możliwości pojmowania pracowników działów marketingu i reklamy. I stąd, w nabożnej czci własnym wyrobom przypisana zostaje moc demoniczna, czyli inteligencja. Jeśli tak, to źle.
A może jest jeszcze tak, że wszystkie możliwości jakoś się sumują. Oto naiwny, głupi, a może tylko nieuważny klient z jednej strony spotyka się z głupim, cynicznym i nierozważnym producentem, handlowcem. A może więc jest tak, że przypisanie inteligencji tam, gdzie jej nie ma świadczy o naszej powszechnej głupocie i skłonności do zachowań nieinteligentnych?