Fabryka ludzi
Wyobraź sobie, że istnieje planeta bardzo podobna do Ziemi, wszystko dookoła wygląda identycznie. Drzewa, niebo, ziemia, budynki, samochody, ludzie też wyglądają normalnie. Wszystko łudząco podobne do naszej planety, tylko dzieci „jakieś dziwne”. Dzieci rodzą się tam zupełnie niepodobne do swoich rodziców. Jedyne, co mają, kiedy przychodzą na ten świat, to umysł, oczy i serce. Cała reszta nie istnieje. Są jakby zawieszone w próżni, w przezroczystej materii. Tak jakby dopiero przyjście na ten świat dawało możliwość stworzenia ich od początku.
Rodzice przerażeni innością swoich dzieci ubierają je, zakrywają. Chcą jak najszybciej stworzyć człowieka. Jedyny wzór, jaki mają, to oni sami, więc próbują, przymierzają swoim dzieciom twarze, ręce, nogi, tułowie… Takie, jakie są dostępne w sklepach, jakie są modne, takie, jakimi można się pochwalić. Chodzą z tymi „nibyludźmi” po marketach i przymierzają, nakłaniają, żeby jak najszybciej mieć z głowy… zrobić z nich ludzi. Wstyd za nie powoduje, że wybierając się do szkół, do sklepów, do znajomych, zakrywają je płaszczami i maskami, żeby nikt nie widział, że ich „nibyludzie” nadal nie są kompletni. Więc kompletują na wyścigi swoje dzieci. Nie pytają, czy umysł, oczy i serce dobrze się w tym czują. Jedyne, co łączy serce, umysł i oczy, to bardzo delikatna, ale niezbędna więź – miłość. Dzieci kochają swoich rodziców i bardzo chcą być kochane. Dlatego z pełną ufnością poddają się tym wszystkim zabiegom, myślą, że tak trzeba, taki jest świat, wszyscy tak robią… Pozwalają pakować swoje serca oczy i umysł w za ciasne ciała i głowy. Za ciasne formy sprawiają ból, który niszczy więzy między sercem, umysłem i oczyma. Zniekształcają jak za ciasny but stopę. Z czasem jedyna siła, która łączyła ich najważniejsze części, słabnie. Pojawiają się inne uczucia, jakiś niepokój, strach, smutek… Bez miłości powinny się rozpaść, ale cóż się okazuje? Ręce, nogi, tułów, które kupili im rodzice, trzymają to wszystko i nie rozpada się. W środku nie ma tego, co najważniejsze, a mimo to na zewnątrz nic się nie zmienia, nie dzieje. Nadal istnieją, tylko kim są??? Nie ma miłości, zastąpiły ją bardzo bolesne uczucia. Hmm, ale ich też nie widać! Krzyczą, ale ich nie słychać! Nowe ciała, ubrania i maski świetnie tłumią wszystko, co dzieje się w środku.
- Jak się wydostać???
- Jak odnaleźć początek???
- Kto zadał to pytanie? Czy ktoś tu jest? – zapytała nerwowo kobieta.
- To Twój głos – usłyszała.
- Boże, chyba zaczynam wariować, słyszę jakieś głosy i czuję się tak dziwnie…
Chciałabym uciec od tego wszystkiego, marzę o tym, żeby wydostać się ze swojego ciała. Skąd to uczucie?
- To twoja miłość. Udało Ci się! Odnalazłaś ją, masz ją uśpioną na dnie Twojego serca. To ona do Ciebie mówi!
Znów usłyszała ten głos. Z przerażeniem, ale i olbrzymią ciekawością postanowiła posłuchać, co jeszcze ma do powiedzenia.
- Mów dalej, proszę…
- Jak się czujesz?
- Myślałam, że to ty będziesz mówił, a zadajesz pytania. Jak ja się czuję?
To było pytanie, które często przychodziło jej do głowy, ale dusiła je, zakopywała, ignorowała, wiedziała, że odpowiedź spowoduje krach, eksplozję, po której będzie się bardzo trudno pozbierać.
- Jak ja się czuję? – powtórzyła.
Ściśnięta, przytłoczona, smutna, samotna i nierozumiana!!!Z szeptu jej głos przerodził się w krzyk, pełen siły i goryczy. Jak śnieżna kula, której ruchu nie słychać, gdy zaczyna się toczyć, a później staje się przerażającym hukiem lawiny! Ból i żal, jakie poczuła mówiąc! Te uczucia były nie do zniesienia. Czuła, że zaczyna rozpadać się w środku, jakby lawina przeszła przez jej ciało, od czubka głowy po same stopy. Nie, błagam, zobacz, co zrobiłeś! Nie chcę tego czuć, chcę być szczęśliwa, zostaw mnie w spokoju!
- Nie uciekaj przed tym, to jest w Tobie, to prawdziwa Ty – usłyszała.
- Nie chcę, to tak boli, nie wytrzymam tego. Wiem, czasami coś takiego gdzieś głęboko czuję, ale nie daję się temu przebić. Boje się, że nie mam tyle siły, żeby to poczuć w całości, poznać. To mnie przerasta, przeraża. Rozumiesz? Wtedy myślę, że przecież nie jest mi źle. Mam wszystko, czego potrzebuję, więc skąd bierze się to uczucie?
Postanowiła, że nie będzie sobie zawracać głowy takimi głupotami.
- Może jestem po prostu zmęczona i tyle – pomyślała.
- Przecież mam tyle rzeczy do zrobienia, a rozmawiam sama ze sobą. Jak to było? Przecież pamiętam, miałam to stosować, jak zaczynam się źle czuć. Wystarczy się uśmiechnąć do siebie i wrócić do życia. – tak pomyślała.
Próbując uśmiechnąć się poczuła straszne napięcie na twarzy, w okolicach oczu, na szyi. Wykrzywiła usta w uśmiech i poczuła się sztucznie. Natychmiast zrezygnowała z tego pomysłu, ale zignorowała to, co poczuła, i zabrała się do przerwanej pracy. Miała jeszcze tyle do napisania, wiedziała, że jeśli nie odda tej pracy w terminie, będzie miała problemy. Poszukała odpowiedniej strony, zaczęła czytać, szukać materiałów. Poczuła łzy na policzku…!
Zamknęła oczy zastanawiając się, co się z nią dzieje, przecież nie po raz pierwszy pracuje do późna przed komputerem, dlaczego tak bolą ją oczy? Łzawią same z siebie – pomyślała.
Spojrzała na zegarek – 23.35. No tak, to dla mnie już dość późno jak na myślenie.
- Nie dam rady dzisiaj – z przyjemnością przyjęła własną myśl.
- Właściwie mogę sobie dziś odpuścić. Zrobię to jutro, najwyżej wcześniej wstanę.
Wstała, odkręciła wodę w wannie, wróciła do biurka. Jedną ręką zamknęła laptopa, a drugą sięgnęła po butelkę z wodą. Prawie by zapomniała – tabletki. Witaminy – na lepszą kondycję, błonnik – na lepsze trawienie, te żółte – na pękające naczynka, te białe – na cellulit, kropelki – na trądzik… Nie zastanawiała się nad tym, co robi. To był normalny poranny i wieczorny rytuał. Zażyła wszystko, żeby żyć…
Gorąca woda w wannie była wyjątkowo przyjemna i relaksująca, szczególnie dla zmęczonego i twardego jak skała karku. Dotknęła palcami szyi i pomyślała: „nie ma się co dziwić, cały dzień spędziłam przy komputerze”.
Zamknęła oczy, czuła ciepło wody, jej pieszczotliwy, falujący ruch, rytmicznie oblewający, przykrywający i odsłaniający jej ciało. Wzięła głęboki oddech, poczuła słodki zapach wanilii i aż zawirowało jej w głowie – zrobiło się tak przyjemnie…
Nagle poczuła, jak łzy napływają jej do oczu, poczuła olbrzymi ucisk na piersiach, duszącą rękę na gardle. Zaczęła histerycznie wciągać powietrze i powstrzymywać łzy. Tym razem były silniejsze od niej! Płakała!!!
- Boże, żeby nikt nie usłyszał – pomyślała.
Odkręciła wodę, szum zagłuszał odgłosy łkania. Zadbała o to, żeby nikt nie wiedział, ale tym razem pozwoliła sobie płakać. Jej łzy mieszały się z pianą i wodą. Były gorące – kiedy spadały na jej dekolt, czuła, jak palą jej skórę. Raz po raz zakrywała twarz dłońmi, to znów obejmowała się sama ramionami. Próbowała, ale nie wiedziała, jak ma sobie z tym poradzić. Nie wiedziała, co się stało! Była przerażona tą rozsypką. Spanikowana fizycznym bólem, jaki przy tym odczuwała. Czuła się taka bezradna, samotna i maleńka w obliczu tych wszystkich uczuć, jakie ją ogarniały!
- Pozwól sobie poczuć to wszystko, nie w kawałku, ale w całości, tak wielkie, jakie jest to naprawdę w Tobie – usłyszała.
Tym razem już nie pytała „kto to”, nie otworzyła oczu, postanowiła po prostu poczuć!